Kiedy nie wiadomo co kupić na prezent?
O trudnych początkach na raczkującym w 1989 roku rynku poligrafii w Polsce, wyjątkowej ofercie bibliofilskich książek artystycznych, „białych krukach” prezentowanych w Muzeum Sztuki Książki w Koszalinie i w Galerii Książek Kolekcjonerskich w Warszawie, motywacji, którą daje wdzięczność kolekcjonerów – opowiadają Urszula Kurtiak i Edward Ley, właściciele Wydawnictwa Artystycznego Kurtiak i Ley.
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”. Ta sentencja Cycerona, pisarza i polityka z epoki starożytnego Rzymu mogłaby być mottem przyświecającym działalności Wydawnictwa Kurtiak i Ley. Chyba nie wyobrażacie sobie świata i życia bez książek?
Urszula Kurtiak: Życie bez książek jest jak morze bez fal, ogród bez kwiatów, a noc bez gwiazd.
Bo czymże jest książka? Pamięcią ludzkości, skarbnicą wiedzy, krynicą emocji, motorem postępu… Wszystkim – zastanawia się Edward Ley.
Wydawnictwo Artystyczne i Introligatornia Kurtiak i Ley powstało w 1989 roku, w ważnym momencie zmian polityczno-gospodarczych w Polsce. Skąd ten pomysł, czy dostrzegliście niszę na rynku unikatowych książek artystycznych?
E.L.: Poligrafia w 1989 roku, w którym założyliśmy wydawnictwo, była w opłakanym stanie. Jeszcze przez wiele lat po transformacji polscy wydawcy drukowali książki zagranicą. Nowy park maszynowy kosztował krocie. Mało kogo było na to stać. Na pewno jeszcze nie początkujących przedsiębiorców. My z tej słabości polskiej poligrafii postanowiliśmy zrobić siłę. Zamiast iść w kierunku nowoczesności, zaczęliśmy eksplorować tradycję, druk typograficzny z linotypów i z ręcznego składu zecerskiego, czysty Gutenberg.
U.K.: No i konsekwentnie: tak wydane książki należało oprawić ręcznie w skóry, w pergaminy i w jedwabie.
Artystyczny papier, skórzana oprawa robiona ręcznie, limitowane edycje. Jak powstają takie bibliofilskie wydania książek?
U.K.: To było marzenie, aby książka była piękna, zmysłowa i trwała. Dlatego zaczęliśmy wydawać książki drukowane typograficznie na czerpanych papierach i ręcznie oprawiane. Jednak ten trud nie mógł dotyczyć tematów banalnych lub doraźnych. Skierowaliśmy naszą uwagę w stronę klasyki literatury, użyczając swojej energii w pierwszej kolejności poetom i pisarzom najukochańszym. Powstała wówczas metoda pracy, w której wydawca-artysta działa tak jak reżyser w teatrze. Spektakl jest jego autorską wizją dzieła dramatycznego. Podobnie wydawca interpretuje wybrany tekst literacki tworząc dzieło, którym jest książka artystyczna.
Książka jest nadal w czołówce najczęściej wybieranych prezentów. Do kogo trafiają ekskluzywne i luksusowe pozycje z Kurtiak i Ley?
E.L.: Tu lista adresatów jest rzeczywiście imponująca. Książki trafiają do rąk najbliższych osób naszych klientów, do kontrahentów, VIP-ów, szefów wielu państw, a nawet na dwory królewskie i do Watykanu.
W jaki sposób wykorzystujecie, ukochaną w świecie upominków reklamowych i nie tylko, możliwość personalizacji?
E.L.: Tu nie ma praktycznie żadnych ograniczeń, ponieważ wszystko robi się ręcznie. Przede wszystkim jednak jest to praca intelektualna, by wymyśleć coś, czego jeszcze nie ma. Posłużę się przykładem. Jedna z sieci telefonów komórkowych zleciła nam takie zadanie: prezent ma być mały, biały, mieścić się w torebce damskiej, być związany ze świętami i w trzech językach. Wydaliśmy „Śpiewnik kolęd”, książeczkę z kolędami polskimi, francuskimi i anglojęzycznymi, w oprawach w białej skórze oraz białe, śnieżne jedwabie.
Na co dzień indywidualizujemy oprawy książek zamawianych oraz egzemplarzy wydawanych przez nas tytułów umieszczając na grzbiecie okładki tłoczone złotem inicjały właściciela, drukując dedykacje dobrane do okazji, czasem także wykonujemy na specjalne życzenie ich portrety.
Jakiego rodzaju zamówienia są dla was największym wyzwaniem i największym źródłem satysfakcji?
U.K.: Wówczas gdy mamy pytanie: A co można byłoby znaleźć na prezent dla szefa dużej firmy w wieku ok. 50 lat, który ma wszystko? Rozpoczynamy dyskretne dochodzenie, badamy czym się ów Pan interesuje, jakie ma hobby i znajdujemy zwykle coś co zrobi na nim wielkie wrażenie ku radości wszystkich.
Oferta wydawnicza firmy jest często prezentowana na targach i wystawach. Czy to dobry sposób na dotarcie do klienta?
U.K.: To bardzo trudno powiedzieć. Niekiedy nie ma bezpośredniego przełożenia. Niektóre kontakty wydają się bardzo obiecujące, a jednak nie kończą się sukcesem. Te imprezy są bardzo kosztowne, pracochłonne i stresujące. Po zakończeniu każdej mówimy sobie – już nigdy więcej! Po jakimś czasie zapominamy o trudach i wysiłku i znowu podejmujemy te działania. W dużym stopniu powodzenie naszej oferty targowej zależy od właściwej aktywności promocyjnej organizatorów danej imprezy.
W siedzibie wydawnictwa mieści Muzeum Sztuki Książki. Jakie eksponaty można tam oglądać?
U.K.: Książki w różnych postaciach, drukowane na różnych materiałach i pochodzące z różnych krajów. Są starodruki, ale także i książki współczesne będące różnymi realizacjami zaliczanymi do gatunku „książka artysty” czy „książka- obiekt”. Niezwykle emocjonalnie jest odbierane pierwsze wydanie „Pana Tadeusza”. Pokazujemy także unikalny o dużej wartości historycznej sprzęt i ozdobniki introligatorskie. Demonstrujemy również niektóre prace, takie jak szycie ręczne bloku książkowego, zdobienie oprawy filetami i stemplami mosiężnymi, zdobienie mozaiką ze skóry lub tzw. techniką „piórkową”.
Prowadzicie również Galerię Książek Kolekcjonerskich w Warszawie. Co można tam zobaczyć? Jaka pozycja jest „białym krukiem” prezentowanej kolekcji?
E.L.: Wydaliśmy „Księcia” Niccolo Machiavellego, zakazaną przez stulecia niezwykłą książkę, bardzo kontrowersyjną i, jak się okazało, nie do końca zrozumianą. Nadaliśmy jej adekwatną, nieco demoniczną formę graficzną. Oprawiliśmy w skóry i kurdyban tylko 88 numerowanych egzemplarzy. Taki jest nakład tej publikacji.
Niezwykłym okazem jest jedna z najsłynniejszych książek świata „Prorok” Khalila Gibrana z linorytami Sławomira Chrystowa odbitymi ręcznie i sygnowanymi na papierze xuan o 1000-letniej gwarancji. A nakład? Tylko 45 egzemplarzy.
„Wesele” Stanisława Wyspiańskiego z ilustracjami i notatnikiem reżyserskim Andrzeja Wajdy, czy „Jak wam się podoba” Williama Szekspira z linorytami Andrzeja Czeczota, należą również do rarytasów.
W Galerii dostępne są również egzemplarze unikatowe naszych wydawnictw wykonywane tylko w jednej kopii, jak skrzydłowe oprawy do „Bajek” Leonarda da Vinci, czy też „Trylogii” Sienkiewicza z reliefowaną skórą i obrazami malowanymi przez artystów na brzegach książek. Cieszymy się za każdym razem, gdy nasze wydawnictwa wzbogacają zbiory kolekcjonerów lub są wręczane jako prezenty.
Wasz „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, wydany na czerpanym papierze został sprzedany na aukcji w Krakowie za 50 000 zł. Czy to rekordowa kwota, jeśli chodzi o książki artystyczne?
E.L.: Tak. To jak na razie była najwyższa cena za pojedynczą książkę. Natomiast klienci kupują u nas całe biblioteki oprawione ręcznie w skórę. Tu kwoty są znacznie wyższe, ponieważ są to setki tomów.
Ponadto książki, które wyszły z naszych rąk żyją już własnym życiem i mogą osiągać ceny, o których nawet się nie dowiemy. Wielu kolekcjonerów traktuje je inwestycyjnie, kupując nawet większą ilość egzemplarzy, zwłaszcza na początku sprzedaży tytułu, kiedy cena jest najniższa.
Wydawnictwo ma na swoim koncie m.in.: Godło „Teraz Polska” , Medale Zasłużony Kulturze – Gloria Artis, Medal Europejski za wybitne osiągnięcia w zakresie luksusowych usług wydawniczych. Czujecie, że Wasza praca, a właściwie twórczość artystyczna, została doceniona?
E.L.: Tak, te nagrody dają poczucie, szczególnie w chwilach zwątpienia, że to co robimy ma sens. Jest to pokrzepiające. Jednak zachwyt i wdzięczność naszych kolekcjonerów jest najwyższą formą docenienia. Jak powiedział kiedyś Roman Polański: „artysta, jak pies, jest łasy na słowa uznania i wyciąga głowę, aby go pogłaskać”.
Czy z okazji 30-lecia powołania Wydawnictwa myślicie o jubileuszowych obchodach?
U.K.: Myślimy, że trzeba to będzie jakoś uczcić. Trzeba celebrować wzniosłe chwile, bo uciekną bez śladu. Trochę się tego boimy, bo jesteśmy mało imprezowi, trochę pod tym względem, nie obrażając nikogo, dzikusy!
Właściwie moglibyście świętować już 60-lecie działalności! Przecież, jak napisał Umberto Eco „Kto czyta książki, żyje podwójnie”. Czy macie czasami takie poczucie?
E.L.: To zabawne. Jeżeli dodamy do siebie po 30 lat pracy każdej z nas osoby, to rzeczywiście otrzymamy razem 60 lat. Jeśli zaś dodać te lata spędzone z książkami przez nas przed 1989 rokiem, można by było policzyć do 100. Czemu nie?
Rozmawiała Jaga Kolawa
źródło: oohmagazine.pl